Strony

sobota, 28 grudnia 2013

Codziennie budzę się nowym człowiekiem

Nie jestem pewny czy jestem gotowy na ten tekst. Nie wiem czy będę w stanie napisać to, co siedzi w mojej głowie. Spróbuję. Może poukłada się w miarę pisania, może zmienię zdanie na niektóre tematy. W końcu stale się zmieniam, codziennie budzę się nowym człowiekiem.

W słuchawkach The Royal Philharmonic Orchestra - Another Brick in the Wall. We krwi słodki alkohol - życie jest wystarczająco wytrawne. Ostatnio wszystkim Wam się żaliłem - bliższym znajomym, dalszym, przyjaciołom, nieznajomym. Specjalnie. Chciałem poznać opinię wszystkich. Co zauważyłem od razu, im ktoś mniej mnie zna, tym bardziej przejął się moimi problemami. To zrozumiałe - nie wiedzą, że cały ja to jeden wielki, chodzący po świecie problem. Równocześnie, im ktoś lepiej mnie zna, tym bardziej przekonywał mnie że muszę się zmienić. W moich kategoriach - na gorsze.

Ciekawe, czy znajdziesz tu jedną ze swoich myśli.
"Zawsze miałeś tendencję do starania się więcej, niż powinieneś". Tak, zawsze walczyłem. Zgodnie z zaufaniem do swojej podświadomości. Jeżeli uważam, że ktoś jest wart zachodu, staram się. Nawet, jeżeli jest to trudne. Nawet, jeżeli łatwiej odpuścić. Nawet, jeżeli niszczę siebie, aby uszczęśliwić drugą osobę. W jakich ludzkich kategoriach jest to czymś złym? Instynktownie człowiek gotowy do samodestrukcji jest osobą słabą, to prawda, ale niezależnie od intencji i celu?
"Jesteś zbyt wrażliwy, uczuciowy". Czy można być zbyt wrażliwym? Czy naprawdę w dzisiejszym świecie, gdzie wszyscy krzyczą o równości (które jest bzdurą, ale ok), gdzie dziewczyny chcą być silne, niezależne, facet o wrażliwości większej niż betonowy kloc jest czymś niechcianym? Dlaczego słyszę, że taki facet to skarb, a równocześnie że wiążecie się z kimś zupełnie przeciwstawnym?
"Gdyby mój facet był słodki i dogadzał mi na każdym kroku, zostawiłabym go". Ta myśl sprawia mi największy problem. Sam to przeżyłem. Żyję ze świadomością, że im bardziej ja się staram, tym mniej starają się o mnie. Nie bacząc na to, że potrzebuję tego pustego "poklepania po plecach". Znaku, mówiącego robisz dobrze. Prostego podziękowania. Pisałem już o tym. Miłość zawsze oczekuje wzajemności. Tymczasem, osoba od której to usłyszałem, ma kuźwa rację. No ma, z faktami dyskutować nie będę. Martwi mnie to, że w moim świecie to jest kompletnie nielogiczne. Niszczy mój światopogląd i udowadnia mi, jak głupim i oderwanym od realiów człowiekiem jestem.

The Royal Philharmonic Orchestra - Stairway to Heaven
- niezłe.

To nic złego oczekiwać, że to co robię, ma wartość dla drugiej osoby. Myślałem, że dając to, to samo otrzymam. Według Was, jest wręcz przeciwnie. Co ja wiem, skoro wszystko wskazuje na to, że macie rację.
"Nie możesz pokazywać, że Ci zależy. To odstrasza". To wygląda na prawdę w świecie,

w którym zaangażowanie to wielkie zobowiązania. Z drugiej strony, żyję w przekonaniu, że każdy patrzy na innych przez pryzmat samego siebie. Nie wiedząc czego oczekuje druga osoba, zakładam że tego samego co ja. Zakładam, że jestem normalny i każdy normalny człowiek potrzebuje właśnie tego, co staram się dać. Nie chcę się bawić innymi. Dla mnie związek to nie test, to próba. Próba czy podołam sprostać oczekiwaniom drugiej osoby. Gdybym nie wierzył
w to, że druga osoba jest w stanie sprostać moim, nie pakowałbym się w taki związek. Ufam, wierzę, dostrzegam potencjał. Jako jedyny? No bez jaj.
"Musisz się zmienić, inaczej będziesz sam. Musisz przestać się starać". No kurwa, nie! Nie zgadzam się na to, nigdy się nie zgodzę. Nie będę grał w gry, nie będę umniejszał czyjejś wartości, choćbym miał być sam. Nie będę walczył ze sobą, nie będę sztuczny, nie zabiję tego, co odróżnia mnie od innych. Chcę być taki. Dostaję za to tak mocno, że ciężko mi wstać. Ale wstaję, jak widzicie. Stoję. I będę stał, choćby Wam to było nie na rękę. Choćbyście mi sami podkładali nogę, bylebym się przewrócił i dał Wam pretekst do stwierdzenia: "A nie mówiłem?". In Your fuckin' dreams.
"Potrzebujesz dziewczyny delikatnej". Nikt delikatny ze mną nie wytrzyma. Koniec dyskusji.

Wielu z Was żyje w matriksie, w chorej i sztucznej rzeczywistości chorych i sztucznych ludzi. Nie oceniam, rozumiem to doskonale. Jesteście twardzi, radzicie sobie lepiej ode mnie. Imponuje mi Wasza postawa. Jednak uważam, że ona nie prowadzi tam, dokąd zmierzam. Pytanie, ilu z Was kiedyś powie do siebie, w pustym pokoju, w którym wszystkie wypowiedziane zdania są szczere - jestem szczęśliwy. Nie wywyższam się, jest wysoce prawdopodobne, że mi również się to nie uda. Setki pomysłów na życie, a tylko kilku ludzi odniosło sukces. Czemu wybieram drogę trudniejszą i smutniejszą? Nie wiem. Może dlatego, że umiem się po tym podnieść. Może dlatego, że zamiast udawać że nic się nie stało, założyłem bloga, gdzie to wszystko z siebie wyrzucam, nie udając że jest kolorowo. Jest przejebane. Jestem skrawkiem człowieka i sam sobie nie radzę, a przez swój zasrany introwertyzm, jedynie tu mogę się wyżalać, bo nikt już tego nie chce słuchać. A nawet jeśli chce, to ja nie chcę Was tym obciążać, bo to zwykłe marudzenie. Nikt
z Was już nie jest nastolatkiem, żeby choć trochę się tym interesować i generalnie interesuje się mną tylko wtedy, gdy sam potrzebuje pomocy. Skąd to wiem? Wiem kto ma link do bloga. Wiem, że każdy kto to czyta nie ma moich problemów w dupie. A reszta nawet nie wie co właśnie napisałem.

Ja się bardzo interesuję Waszymi problemami i chciałbym pomóc każdemu z osobna, ale Wy mi nie mówicie o swoich problemach. Bo jesteście twardzi. Młodzi, weseli, zarobieni, wygrani. Oficjalnie nie macie problemów. Każdemu z Was zazdroszczę przynajmniej jednego. Każdy z Was jest
w małym lub większym kawałku moim ideałem czy wzorem do naśladowania. Uczę się od Was wiele. Właśnie dlatego codziennie budzę się nowym człowiekiem. Żaden z Was nie potrafi powiedzieć mi jednak jednego - że jestem tu gdzie jestem, bo jestem idiotą. Robię idiotyczne rzeczy i zamiast mi wyjaśnić tak, żebym zrozumiał, albo pomóc mi robić te idiotyczne rzeczy, żebym nie bił głową w posadzkę samotnie, chcecie mnie zmieniać, czyli kreować.

Pod eleganckimi koszulami ukrywam to, że niejeden raz nie umiem się zachować i mówię przykre rzeczy, choć przysięgam, nigdy nikogo urazić nie chciałem. Mieszkanie mam ładne, chwalę się jak to sam je wykańczałem, a nie wiecie, że nie jest dla mnie nic warte. Miałem kasę, ot co. Osiągnąłem w życiu tak wiele, a wciąż jestem zwykłym frajerem, bo nie mam odpowiedniej osobowości. Nie mam w sobie niczego, co ktoś potrafiłby docenić na tyle, by wyrwać mnie
z mojej samotni, w której wypisuję sentymentalne farmazony na nieczytanym przez nikogo blogu. Chciałem żyć na swoją rękę, ale nigdy nie chciałem żyć sam. I wiem, że sam do tego doprowadziłem, starając się o rzeczy nieważne, a olewając to, do czego pragnę dążyć. Nikt
z Was nie potrafi mi tego powiedzieć prosto w twarz. Traktujecie mnie jak idiotę, który źle wybiera. Dobrze wybieram, ale popełniam błędy. Nikt nie pomaga mi ich naprawić, ciągle tylko "trudno, widocznie tak miało być" i "widocznie nie była dla Ciebie odpowiednia" - na łatwiznę: wyrzuć, zapomnij, zastąp. Jedynie mi radzicie co zmienić w sobie, ale ja się nie zmienię. Chętnie będę lepszym, ale wciąż tym samym człowiekiem. Ta złota rada - musisz poznać kogoś, kto cię doceni. W swoim pięknym mieszkaniu? Przecież żaden z Was nie potrafi nawet przyjść do mojego nic-nie-wartego mieszkania, choć zapraszałem wielokrotnie, tym bardziej nie weźmie mnie
w miejsce, gdzie mógłbym kogoś poznać. Super rada, dzięki.

Żyjecie w sztucznym świecie wykreowanym przez tysiące dupków o których wciąż głośno, a nie miliony fantastycznych ludzi, którzy nie mają głosu. Jest wśród Was jednak garstka, te małe wisienki na torcie, które znalazły fantastycznych ludzi do wspólnego spędzania życia. Mam nadzieję, że tak jak i dla mnie, dla Was jest to najcenniejsze. Jeżeli radząc mi być cynicznym dupkiem sami się tych rad nie trzymacie, bo nie musicie, jeżeli Wasze starania są wynagradzane
i nie hamujecie się nigdy i przed niczym, pamiętajcie, że to Wy jesteście osobami, które powodują, że wstaję i wierzę, że jednak się da.

Fajnie, gdyby w nowym roku wszystkim udało się rozwiązać swoje problemy, tego wszystkim Wam życzę. Wyjeżdżam, wyciszę się, jeżeli będę pisał, to tylko o rzeczach neutralnych. Już nie będę pisał więcej o sobie, bo nie dla siebie żyję.

All the lonely people
Where do they all come from?
All the lonely people
Where do they all belong?


6 komentarzy:

  1. Dziwne podejście. Koledzy mają swoje życie a Ty swoje i nikt nie będzie Cię niańczył więc na co Ty wogóle liczysz??? ?Bierz się do życia a nie użalaj. Ps. Zmężniałeś...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikt mnie nie musi niańczyć. Nadinterpretacja. Chodzi o to, że do złotych rad wszyscy chętni, ale do pomocy już nie bardzo. Wszyscy o tym wiedzą i wszyscy to znają. Taki dzisiejszy świat.

      Usuń
  2. a po co ty liczysz na pomoc? umiesz liczyć licz na siebie, nikt Ci nie pomoże życie musisz przeżyć Ty a nikt za Ciebie tego nie zrobi. przewrażliwiony jesteś:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to dranie! Gdzie napisali że liczę na pomoc? Pokaż mi, już ja się z nimi policzę :)

      PS. Tekst nie jest o tym. Druga nadinterpretacja w tym samym stylu. To chyba ten sam anonim.

      Usuń
  3. Nudzisz nic sie nie zmieniles..nadal ten sam anonim..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój czas już minął i nie wróci. Twoich złotych rad też nie potrzebuję. Kocham życie, nawet gdy nie jest różowo. Kocham je bardziej, niż wtedy. Wtedy byłem idiotą, który źle wybierał :) Teraz zostały już tylko małe chwile słabości, które rozumiesz jako wołanie o pomoc. Tymczasem sam chętnie bym niektórym pomógł być ludźmi, a nie człowiekami :)

      Usuń